Boski powrót z humorem. „Thor: Miłość i grom”

Legendarny superbohater Marvela powraca w znakomitej formie i stylu. „Thor: Miłość i grom” bawi niepowtarzalnym humorem, porywa wartką akcją i zachwyca mistrzowskim aktorstwem gwiazdorskiej obsady.
Boski powrót z humorem. „Thor: Miłość i grom”
11.07.2022
Katarzyna Lemanowicz

A do tego skłania do refleksji, ale bez patosu. W głównej roli niezwodny Chris Hemsworth, a za kamerą Taika Waititi. Fani już wiedzą, że to boski duet, który nie pozwala się nudzić i gwarantuje pierwszorzędną rozrywkę.

„Thor: Miłość i grom” od 8 lipca w kinach

Nordycki Bóg Piorunów naratował się już świata i pragnie wreszcie zaznać trochę wewnętrznego spokoju. Na superbohaterską emeryturę nie pozwala mu jednak przejść galaktyczny zabójca Gorr (Christian Bale). Ten Rzeźnik Bóstw ma co najmniej ekscentryczną obsesję – pragnie wymordować wszystkich bogów. Chce czy nie, Thor musi się z nim zmierzyć. Wzywa więc na pomoc Królewską Walkirię (Tessa Thompson), Korga oraz swoją byłą, Jane Foster (Natalie Portman), która – jak się okazuje – całkiem blisko zaprzyjaźniła się z jego magicznym młotem, Mjolnirem. Razem przemierzają kosmos, aby zrozumieć, za co mści się Rzeźnik Bóstw i powstrzymać go, nim będzie za późno.

Bóg bez koturnów

Thor nie pierwszy raz poświęca się dla innych. Brzmi to nieco patetycznie, ale właśnie od tego jest Chris Hemsworth, aby tak nie było. Jeden z najbardziej utalentowanych aktorów komediowych świata potrafi nawet najbardziej dramatyczną scenę skwitować dowcipną puentą lub wywrócić na drugą stronę, wyciągając na pierwszy plan jej komediowy potencjał i nie pozbawiając jej przy tym głębi. Wspiera go w tym – drugi raz z rzędu – co najmniej równie komediowo sprawny reżyser Taika Waititi („Jojo Rabbit”, „Co robimy w ukryciu”, „Thor: Ragnarok”), który po dwóch pierwszych częściach serii potrafił odmienić jej charakter. I nie zamierzał na tym poprzestać. A do tego, że Hemsworth i Waititi to mieszanka wybuchowa, nie trzeba nikogo przekonywać. „Thor: Miłość i grom” skrzy się szalonym humorem słownym i sytuacyjnym, a dodatkowo bawi totalnie odjechaną konwencją, w której łączą się szekspirowskie frazy i statki kosmiczne; laserowe działka i antyczna broń biała. Wielbiciele tej serii wiedzą, że aby ją pokochać, należy przecież zaakceptować takie kwiatki, jak kosmiczna podróż wierzchowcem przez Tęczowy Most.

Obok humoru i pełnej fantazji konwencji są też oczywiście – jak na produkcję Marvela przystało – zapierające dech w piersiach efekty specjalne i porywająca akcja. Emocjonujące sceny walki przeplatane rozładowującym napięcie znakomitym humorem sprawiają, że huśtawka nastrojów jest w trakcie seansu porządnie rozbujana, dzięki czemu „Thor: Miłość i grom” to lepsza zabawa niż niejeden rollercoaster.

Thor w galaktyce pełnej gwiazd

Wspaniale zbudowany, niepokorny i ironiczny Thor w wykonaniu Hemswortha to niejedyna postać, która przykuwa uwagę i zaraża dobrym samopoczuciem. Przez ekran przewija się bowiem cała plejada hollywoodzkich gwiazd. Powraca Natalie Portman, dzięki której można poznać nowe oblicze Jane Foster (już nie tylko pani doktor, lecz także superbohaterki!), czyli ex Thora znanej z dwóch pierwszych części. Pojawia się Chris Pratt jako Star-Lord („Strażnicy Galaktyki”) czy również znana wielbicielom serii Tessa Thompson, czyli Walkiria. Do produkcji zgrabnie wślizguje się także Russell Crowe jako Zeus oraz – last but not least – Christian Bale w znakomitej roli nowego złoczyńcy Gorra Rzeźnika Bogów.

Obsada w takim składzie po prostu nie może zawieść oczekiwań widzów. Tym bardziej, że każdy z bohaterów lub antybohaterów to więcej niż heros. Wszyscy mają również ludzkie oblicza, swoje wady, motywacje, pragnienia i za każdym stoi jakaś historia. Walkiria ma rozrywkową duszę i lubi zaszaleć, Korg to zapalony rewolucjonista, a Zeus okazuje się nieco zbyt leniwy, zakochany w sobie i zadowolony z podziwu, jakim darzą go pomniejsze bóstwa, by zrobić porządek z Gorrem. Do tego doskonale znani fanom produkcji Marvela Thor, Jane Foster czy Star-Lord.

Taka konstelacja gwiazd pod wodzą wizjonerskiego reżysera i w studiu produkcyjnym, które słynie z realizacyjnego rozmachu to gwarancja dużych emocji i świetnej zabawy. „Thor: Miłość i grom” od 8 lipca w kinach.

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie