Jesteśmy bardzo otwarci na wasze opinie, dlatego tak bardzo cenimy męski punkt widzenia, który czasami znajdziemy w naszej skrzynce redakcyjnej. Nie oznacza to jednak, że zawsze się z nim zgodzimy - warto jednak dodać tutaj, że dzięki męskim opiniom, coraz lepiej rozumiemy męski świat. Przynajmniej tak nam się wydaje. Zobaczcie historię Huberta.
"Zakochałem się w kobiecie, zanim jeszcze dowiedziałem się, że ma dziecko. Historia utarta na tak wiele sposobów, że każdy z nas miał z podobną styczność. Mężczyzna bez jaj robi kobiecie dziecko, odcina się przed albo po porodzie, a po latach chce wrócić. No to ostatnie czasami się nie zgadza, ale generalnie świat takich historii widział wiele. Ja też widziałem. A tę specyficzną nawet przeżyłem.
R. jest piękną, radosną kobietą. Wniosła w moje nudne życie masę świeżości. Mimo, że jest między nami ponad 6 lat różnicy, zupełnie jej nie czuliśmy. Spotykaliśmy się już jakiś czas, kiedy wypaliła mi, że ma dziecko. I to nie byle jakie, bo chłopak ma już prawie 10 lat. Poczułem zimny pot na plecach i już w głowie miałem animację, ten często powtarzany motyw w bajkach Looney Tunes z uciekającym Strusiem Pędziwiatrem. Jednak wziąłem to na klatę i zostałem. Poznałem chłopaka. Był naprawdę bystrym, oczytanym, ciekawym świata dzieckiem.
fot. istock.com
Początkowo byłem "wujkiem". Potem mówił mi na "Ty". A mi to odpowiadało.
Miesiące mijały, a mój nowy związek rozwijał się. Tylko nie wiedziałem za bardzo dokąd zmierza. Bo co, mamy teraz założyć rodzinę, zrobić sobie drugie dziecko, wybudować dom i posadzić drzewo? Jakoś tego nie widziałem... Ale nie umiałem odejść.
Czułem się coraz gorzej jednak, bo im bardziej się angażowałem, tym bardziej R. robiła się chłodna i zdystansowana. Zawsze byłem tym drugim, nie mogłem być najważniejszy. Rozumiałem to, jednak było to bolesne. Były dni, kiedy nawet nie odbierała telefonu. Potem tłumaczyła się, że coś tam z synem, a to wyjechali, a to zapomniała telefonu, a to jeszcze coś innego. Jak na złość, ja starałem się jeszcze bardziej: proponowałem wyjścia, zaskakiwałem ją niespodziankami, rozpieszczałem. Czułem jednak, że zamiast poprawiać tym naszą sytuację, jeszcze bardziej odpychałem ją od siebie.
Podczas jednego takiego ich "wyjazdu" zauważyłem ją w kawiarni, po drugiej stronie miasta. Siedziała z dzieciakiem i jakimś mężczyzną. Poczułem jak wali mi serce, ale zdobyłem się na odwagę, wstałem. Podszedłem. Widziałem wielkie oczy R. To jej syn przedstawił mi jego "Tatę" i na prędce, zanim matka wyszła z szoku, wyjaśnił mi, że to ich spotkanie po latach. Podziękowałem, odwróciłem się na pięcie i wyszedłem.
Mam złamane serce, ale to dla mnie gorzka nauczka. Związek z samotną matką to jak gra w rosyjską ruletkę. Zawsze będzie to dziecko, które nigdy nie zejdzie z piedestału. I zawsze będzie ojciec, któremu będzie chciała dać szansę, nawet po latach."