Wszystkie maile, jakie od Was dostajemy, traktujemy bardzo osobiście. Często trwa to długo, zanim w ogóle dojdzie do publikacji. Tym razem wyznanie jednej z czytelniczek wprawiło nas w osłupienie i ciężko nam się do niego odnieść. Temat zdrady jest bardzo trudny, a jeśli jeszcze są uwikłane w to dzieci, wtedy temat zmienia się na bardzo delikatny i wrażliwy. Przeczytajcie wyznanie kobiety.
"Jesteśmy razem z M. od kilku lat. Poznaliśmy się przypadkiem, początkowo ta znajomość miała być czymś w rodzaju zabawy i przelotnego romansu, ale ciężko nam było się rozstać. Ze spotykania się bez zobowiązań, znaleźliśmy się w monogamicznym, zwykłym związku. Pokochałam go i czułam, że on mnie też kocha.
Wydawało się, że mimo, iż początki nie były może najlepsze, to teraz będzie już lepiej. Będzie lepiej, jeśli będziemy nad tym pracować. I było. Tylko jedna rzecz nie dawała mi spokoju: jego była. Zawsze kręciła się obok, szukała pretekstu do spotkania, wpadała na niego przypadkiem i jego znajomych. Była jak sęp. Wkurzała mnie od samego początku, tym bardziej, że M. wyszedł z tego związku bardzo poturbowany i nie często o niej wspominał. Może mieliśmy ze dwie czy trzy rozmowy na ten temat, ale wiadomo, na takie tematy nie rozmawia się chętnie.
Któregoś razu pokłóciliśmy się o nią, po raz setny. Powiedziałam, że nie dam rady żyć z jej cieniem za swoimi plecami i że jeśli chce, to może go mieć, bo ja nie pisałam się na trzy osoby w związku. M. się przeraził, chodził za mną, przepraszał i na zmianę wkurzał. W końcu wrócił... z pierścionkiem. Na początku odmówiłam, ale w końcu się złamałam, bo tego potrzebowałam - pokazania, że jestem ważniejsza od tamtej.
fot. istock.com
Zaczęliśmy przygotowania do ślubu. O eks słuch zaginął. Myślałam, że mamy to za sobą. Ale ona chyba nie zamierzała odpuścić - nigdy nie zapomnę jak patrzyła się na mnie, kiedy szłam do ołtarza. Wkręciła się na nasz ślub z jednym ze znajomych M. Myślałam, że podpalę wszystko wokół! Kobieta była naprawdę uparta, ale stwierdziłam, że skoro to ja noszę białą suknię, to wiadomo, kto wygrał i że to tylko dziecinne przepychanki. Starałam się robić dobrą minę do złej gry, ale miałam jej serdecznie dosyć.
Szybko po ślubie zaszłam w ciążę. Początkowo M. był przerażony co nie pomogło też mi. Z czasem jednak zaczął się cieszyć. Przez całą ciążę dbał, żebym nie denerwowała się niepotrzebnie. Trzymał eks na dystans i byłam mu za to bardzo wdzięczna.
Kiedy urodziłam synka, wydawało mi się, że najgorsze już za nami. Ale znowu się zaczęło - potajemne smsy, długie nie wracanie. Wiedziałam, co się święci. W końcu wpadłam na nią jak kręciła się pod naszym blokiem. Zrobiłam jej awanturę na całe osiedle, ale ona była niewzruszona. Powiedziała mi, że ona jest pewna, że to nie jest "dzieciak" M. tylko innego. Poszłabym do kryminału za to, co chciałam zrobić tej lasce. Powstrzymałam się ostatkiem sił, stwierdziłam, że nie warto.
Nie umiałam jednak rozmawiać z mężem. Czułam się oszukana, obiecał mi przecież, że dziewczyna zniknie. Zła passa utrzymywała się przez prawie pół roku, już zaczęłam myśleć o rozstaniu. Bo po co tkwić w związku, który ciągle doświadcza takich zawirowań? Przecież można żyć normalnie, unikając problemów. A nie ciągle ich szukać...
Wtedy nagle M. znowu zaczął się starać. Dbał o mnie, rozpieszczał, zajmował się synkiem jak czułam się zmęczona. Postanowiłam dać mu drugą szansę. I wtedy test pokazał ponownie 2 kreski. Tym razem to ja byłam przerażona, a on był cały w skowronkach. Zaczął snuć plany o przeprowadzce nad morze, bo zawsze chciał mieszkać w Sopocie. Postawimy dom, każde z dzieci będzie miało swój pokój, a my swoją sypialnię a nie wszystko na jednym jak teraz. Wyprowadzimy się z tego miasta, zaczniemy wszystko od nowa.
Wszystko wyglądało super. Do wczoraj. Zobaczyłam ją z daleka u lekarza, wiedziałam, że to ona. Nie widziałam jeszcze brzucha. Jak się odwróciła i zobaczyłam, że jest w ciąży, pomyślałam: "Boże nareszcie się odczepi". A wtedy ona podeszła do mnie i zapytała, kiedy może spodziewać się papierów rozwodowych. Mijam ją, myśląc, że nie będę z wariatką rozmawiać. I wtedy ona na to odpala, żebym przekazała M. że za 4 miesiące doczeka się drugiego syna. Zmroziło mnie i uciekłam.
W domu od razu zapytałam o co chodzi. Wydawał się zaskoczony, ale widziałam, że kłamie. Spokojnie poprosiłam o powiedzenie prawdy. Powiedział, że owszem spotkał się z nią kilka razy. Długo odciągał ten moment, aż się przyznał mówiąc, że kiedy miał dosyć domowych pieleszy uciekał do niej. Ale że żałuje i że to już koniec. Powiedziałam mu, że ona jest w ciąży i że jedyny koniec, jaki go spotka, to ze mną.
Nie będę się rozpisywać o tym, jak się czuję. Po prostu mam jedną radę do wszystkich kobiet: zanim zwiążesz się z mężczyzną z przeszłością... przemyśl to sobie dobrze. Bo możesz skończyć jak ja - ze złamanym sercem i dwójką dzieci, które nie mają ojca. Nie rób tego, to nie jest tego warte. Zmarnowałam sobie i swoim dzieciom życie, udając, że wszystko jest dobrze."