Nie ma chyba matki na świecie, która nie oczekiwała nieco innego życia po porodzie. Rzeczywistość dopada nas jednak bardzo szybko i często spoglądając wstecz, śmiejemy się z tego, jak bardzo naiwnie podchodziliśmy do rodzicielstwa.
"Cieszyłam się bardzo na narodziny mojej córeczki. Wydawało mi się, że to będzie czysta magia. Postrzegałam to jako mnóstwo radości, szczęścia, śmiechu. Przecież coś, co dzieje się nieprzerwanie od tylu lat i tyle kobiet mówi o tym tak pozytywnie... to nie może być złe, prawda?
W głowie snułam plany, że będziemy mieli czas na długie spacerki, znajomi będą wpadać, żeby poznać moją córeczkę, a ja od czasu do czasu będę mogła wyjść i odpocząć psychicznie od zgiełku w domu. Że przecież to nie może być takie trudne, tyle kobiet to robi. Ja też dam radę...
Proszę, nie szufladkujcie mnie od razu, to nie chodzi o to, że naoglądałam się pięknych zdjęć na instagramie. Chociaż na pewno miało to jakiś wpływ, bo jestem jeszcze młoda i korzystam z mediów społecznościowych, jak wszyscy dzisiaj. Może wypaczył moje postrzeganie macierzyństwa, wcale nie przeczę. Ale mam wrażenie, że to co mnie spotkało, to jak zderzenie z ziemią. Przez skok z 11 piętra. Albo 20. Na bardzo twardy chodnik.
fot. istock.com
Odkąd M. się urodziła, a ma teraz ponad 2 miesiące, czuję narastający stres, gdy ktoś wspomina, że coś MUSZĘ. A szczególnie gdy jest to mocno okrojone czasowo. Kiedy ktoś mówi, że np. jutro muszę pojechać do urzędu złożyć papiery czuję zimny pot na plecach. Albo jak ktoś zapowiada się z wizytą. Często wpadam w panikę, nie śpię w nocy dzień przed i zabieram ze sobą tysiąc rzeczy, które są mi zbędne a tylko psują mi kręgosłup.
M. płacze nieustannie, od urodzenia, jest bardzo płaczliwa. Nie robi tego tylko wtedy gdy śpi albo jest przy piersi. I tak, badało ją 5 lekarzy, żaden nie stwierdził nic poza podejrzeniem kolki, ale to też niepewne. Nie jest łatwo ją uspokoić. Histeria trwa długo, a ja często zupełnie nie wiem o co chodzi! Nawet nie mam najmniejszych podejrzeń... W miejscach publicznych dostaje wręcz podwójnego kopa. Krzyczy jeszcze głośniej i jeszcze częściej. Przeraża mnie wzrok ludzi, którzy patrzą na mnie jakby zarzucali mi niemo, że nie potrafię zająć się własnym dzieckiem. Chciałabym się wtedy schować gdzieś, ale nie mam gdzie. Mam ochotę rzucać się w nogi za każdym razem.
Nie jestem w stanie kompletnie niczego załatwić. Mąż nie chce z nią zostawać sam, więc od 2 miesięcy nie widziałam niczego innego poza naszą ulicą i naszymi 4 ścianami. Staram się też z nią nie wchodzić do sklepów bo zanim dojdę do końca sklepu, M. się budzi i zaczyna się od nowa...
Jestem zestresowana, niewyspana i wyglądam bardzo źle. Psychicznie czuję się jeszcze gorzej. Tych kilka zdań piszę już drugi tydzień! Mam wrażenie, że każdy dzień to jakiś test rodem z piekła... Zazdroszczę rodzicom, którzy tak spokojnie spacerują ze swoimi dziećmi albo wrzucają zdjęcia z Maluchami w restauracji. Testowaliśmy też nosidło znanej marki, ale nie pomogło. Mam wrażenie, że to się nigdy nie skończy i że będzie tak trwać, aż sama sobie czegoś nie zrobię..."