Otrzymujemy od was naprawdę dużo listów, za które bardzo dziękujemy. Jesteśmy też pod wielkim wrażeniem tego, jak wielu mężczyzn do nas pisze, zwierzając się z problemów, z jakimi borykają się w samotności bądź w rodzinie. Oto jeden z nich, który jest prostą lekcją życia. Każdy z nas o tym wie, a jednak tak często o tym zapominamy...
"Jestem przed 40stką. Wychuchany synek mamusi, ojca nigdy nie było praktycznie na horyzoncie. No może w pojedyncze weekendy. Szanuję go za ciężką pracę w pocie czoła i jednocześnie żal mi go, bo był dupnym ojcem, który stawiał swoje potrzeby i samorealizację nad miłość życia i jedynego syna. Nawrócił się jak matka zachorowała, a kilka miesięcy po niej sam umarł. Oboje zabrał nowotwór w niecałe 2 lata.
Zostałem sierotą, która odziedziczyła majątek i dobrze prosperującą firmę. Nie miałem pojęcia jak się za to zabrać, ale coś w duszy mi podpowiadało, że tego by oczekiwała i matka, i ojciec. Harowałem jak wół i nim się obejrzałem, stałem się dokładnie tym, kim najbardziej w życiu bałem się zostać. Własnym ojcem. Wtedy też postanowiłem odpuścić trochę. Zbudowałem wartościowy zespół i zacząłem naprawiać własne życie. Szukałem swojego miejsca i trochę uczucia, tak teraz myślę.
Nim się obejrzałem, pojawiła się w nim N. Piękna brunetka, o czekoladowych oczach i złotym sercu. W 3 miesiące zakochałem się bez pamięci, oświadczyłem się i zaplanowałem ślub. Kupiłem dom i po roku już mieszkaliśmy w nim we dwoje. Znalazłem jej ramionach uczucie, zrozumienie, ciepło, bliskość i bezpieczeństwo. Wszystko, czego brakowało mi w domu, rodzinie, od zawsze. To była ta wielka miłość, motylki w brzuchu i zawrót głowy. Taaak. Było wszystko.
Przy pierwszej informacji o ciąży nie wiedziałem jak zareagować. Udałem, że się cieszę, chociaż w głębi duszy krzyczałem, że to nie to, czego chciałem. Kiedy okazało się, że to bliźniaki, zbladłem i miałem wrażenie, że mdleję. N. uznała to za szok w pozytywnym sensie. A ja byłem przerażony, tak prawdziwie przerażony. Kilka dni dochodziłem do siebie, a przez pierwszych kilka dni wychodziłem chlać z kolegami pod pretekstem "będę tatą". Tak naprawdę to robiłem w gacie ze strachu.
Na szczęście jeden z kumpli powiedział mi, że wynajmie się opiekunkę do dziecka to będzie łatwiej. I że poradzimy sobie, jak tylko to sobie poukładamy odpowiednio, przygotujemy się tak jak trzeba. Trochę mnie to uspokoiło.
fot. istock.com
Wtedy N. zaczęła tyć, ale tak przeraźliwie. Przestała przypominać moją piękną, seksowną i kochaną żonę. Histeryzowała ciągle, wystarczył jej byle pretekst. Potrafiła płakać, bo padał deszcz albo że zbiła filiżankę. Krzyczała z byle powodu. Nie chciała już rozmawiać, spała nieustannie. Potrafiła obrażać się i zamykać w sypialni. Nie radziłem sobie z tym, mimo, że próbowałem sobie to jakoś tłumaczyć. Ale wiedziałem, że jestem nieszczęśliwy. Nie wiedziałem tylko dlaczego.
Coraz częściej zostawałem po godzinach. Zbywałem telefony od N. i zatrudniałem więcej kobiet.
Nie trzeba tutaj wróżki, żeby domyśleć się, co było dalej. Była inna niż N., blondynka, niebieskie oczy w kolorze tak przyciągającym wzrok, że mogłem się na nią patrzeć godzinami. Miała w sobie spontaniczność. Dawała od siebie sporo, nie oczekując zbyt wiele w zamian. Wiedziała o żonie, dzieciach w drodze. Nie przeszkadzało jej to, wiedziała, że nie będzie to trwać wiecznie.
Pech chciał, że N. dowiedziała się o nas w 33 tygodniu ciąży. Nie ma znaczenia jak. Rozhisteryzowana trafiła do szpitala, potrzymali ją jeszcze tydzień i zrobili cesarkę. Po operacji powiedziała mi, że nie chce ze mną być. Że nie wybaczy mi i że się wyprowadza. Przytaknąłem, wiedziałem, że to moja wina i że ma zupełną rację.
Wtedy pielęgniarka zapytała, czy chcę zobaczyć synów. Nie czułem potrzeby ale patrzyła na mnie jak na zwyrola, więc poszedłem.
I wtedy mnie uderzyło, jak olśnienie. Jakbym do tej pory był zupełnie ślepy, a teraz wiecie, wielkie nawrócenie i odzyskanie wzorku. Patrzyłem jak poruszają się w za dużych ubrankach, jak zepsute zabawki. Byli idealni, we dwóch, co do centymetra... Czułem się jakby świat zwolnił, a nawet się zatrzymał. Liczyło się tylko to, co było w tym pokoju. Jeden spał, drugi czegoś się domagał. Wtedy zacząłem do niego mówić, cicho. Poczułem magię w powietrzu. Miłość też, tak sądzę. Uderzyło mnie, jak policzek. Pobiegłem do N. i zacząłem ją błagać żeby mnie przyjęła z powrotem. Nie chciała, ale powiedziała, że przemyśli.
Wróciliśmy razem do domu. Od 4 miesięcy jest lepiej. Razem wstajemy w nocy do chłopaków. N. chyba mi wybaczyła, chociaż nie jest jak kiedyś, to wierzę, że ten jeden błąd kiedyś naprawimy. Najważniejsi dla mnie są Ci dwaj, maleńcy ludzie, którzy na mnie polegają. Poczułem, że mam misję, coś ważnego w życiu do zrobienia. Jest ciężko, ale dla nich jestem gotowy na wszystko. Nigdy tego nie czułem, takiego ciepła, bezwarunkowej miłości. Poczucia misji, zrobienia w życiu czegoś ważnego, coś co przetrwa. Mam o co walczyć, po co rano wstawać z łóżka, mam rodzinę..."