Straciłam naszego drugiego synka przepraszam - list czytelniczki

Otrzymaliśmy od was wiele wiadomości i prywatnych wyznań, które poruszały temat straty dziecka, w odpowiedzi na ostatni list, jaki zamieściliśmy.
Straciłam naszego drugiego synka przepraszam - list czytelniczki
fot. istock.com
29.04.2020
Katarzyna Lemanowicz

Bardzo dziękujemy za wasze zaufanie i chęć niesienia wsparcia innym kobietom. Wśród tych, które przyszły na naszą skrzynkę, znaleźliśmy jeden list, który równie mocno nas poruszył. Przeczytajcie sami.

Straciłam naszego drugiego synka przepraszam - list naszej czytelniczki

"Dokładnie tydzień temu o tej porze też byłam jeszcze w ciąży. Drugiej ciąży, ponieważ mam już 14 miesięcznego synka i tylko on mnie trzyma przy życiu po tym co przeszłam. Zaczęło się 6 tygodni temu gdy ból i krwawienie posłały mnie do szpitala "na własnych nogach". Mam szpital 5 minut piechotą od domu. Kiedy dostałam krwotoku z szoku poszłam do niego na piechotę. Cała noc stresu ponieważ była już późna noc a w szpitalu kiepski lekarz na dyżurze i nie dowiedziałam się nic.

Dostałam zastrzyk , słowa będzie dobrze musi Pani leżeć, uspokoić się i spróbować zasnąć. Tylko ja pytałam JAK?! skoro krwawienie dalej nie ustało. Cała noc była dla mnie udręką płakałam i na zmianę uspokajałam się bo wiedziałam, że muszę. Diagnoza przyszła dopiero po porannym obchodzie gdzie dostałam masę leków i zlecone badania.
Odkleiło się łożysko w nieznacznym stopniu, powstał krwiak ale będzie dobrze. Krwiak się wchłonie łożysko przyklei. I faktycznie tak było do zeszłej niedzieli wszystko było dobrze. Baa w niedzielę rano byłam na prywatnym bardzo szczegółowym USG za które zapłaciłam 380zł! Nie wyszło nic niepokojącego. Ciąża super, dzidzia zdrowa. Podkreślę, że był to już początek 20 tygodnia. Wszystko super ale ja czułam nadal, że coś jest nie tak, źle się czułam ciśnienie mi skakało... zaczęłam sobie wmawiać że to przez ta traumę sprzed 6 tygodni przecież widziałam wszystko na USG ruchy prawidłowe, serduszko bilo, po krwiaku ani śladu... 
O godzinie 21 dostałam skurczy. Będąc rok po porodzie wiedziałam przecież jak je zdiagnozować. Podwójna dawka nospy która miałam zleconą jak i magnezu nic nie pomogła. Mąż uspokajał, że może tak musi być i zaraz przejdzie. Wiedziałam że tak nie może być. Postanowiłam wziąć prysznic a po nim wybrać się do szpitala. Skurcze były tak silne że ledwo stałam na nogach. Umówiłam się z mężem że zapukam w drzwi po prysznicu by pomógł mi się wytrzeć. Nie chciałam krzyczeć ponieważ w pokoju obok nasz synek już spał. Ledwo zdążyłam wejść pod ten nieszczęsny prysznic i chlusnęły mi wody. Nie odeszły .. chlusnęły. Pojawiła się krew, dużo krwi a ja już wiedziałam że to koniec..
Ledwo zapukałam w drzwi mąż wszedł i zatoczył się jakby miał zaraz zemdleć. Nie zdziwiłbym się gdyby to zrobił po tym co zobaczył. Dzwoniąc po karetkę nie był w stanie wytłumaczyć sytuacji. Ja dziwnie spokojna i opanowana przejęłam telefon i zaczęłam wszystko streszczać. Czekając na karetkę mąż pomógł mi wyjść, powycierał mnie, pomógł ubrać, spakować najpotrzebniejsze rzeczy głównie dokumenty i na pół leżąco czekałam na karetkę.
Poronienie - jak sobie z nim poradzić?
fot. istock.com
Pani z pogotowia pocieszała mnie, że miała już z takimi przypadkami do czynienia i że wszystko będzie dobrze, ale w momencie kiedy to mówiła nie wiedziała że zaczął się krwotok... w szpitalu miał dyżur mój lekarz prowadzący na moje szczęście lub nie. Zajął się mną szybko ale diagnoza i dalsza wizja możliwości była straszna. Odeszły wody, krwotok był objawem odklejającego się łożyska już na całej linii.
Byłam przykuta do łóżka nie miałam możliwość najmniejszego ruchu. Czekaliśmy, aż krwotok się zmniejszy. I zaczynając od najlepszych scenariuszy. Pierwszy, łożysko miało się przykleić, krwawienie zmniejszyć, wody uzupełnić samoistnie i wszystko skończyłoby się dobrze. Drugi wariant, miałam dziecko urodzić naturalnie po czym patrzeć jak na moich rękach umiera. Czy dobry wariant? Dla mojego ciała najlepszy dla psychiki najgorszy. Trzeci wariant, który właśnie u mnie wystąpił to poród/poronienie dziecka pod narkoza. Czwarty wariant, cesarka przy której zostałabym pozbawiona wszystkich narządów rodnych i już nigdy nie mogła mieć dzieci. Brakowało niewiele a właśnie tak by się stało.
Dostałam drgawek, wysokiej temperatury, krwotok się zwiększył, traciłam przytomność. W mgnieniu oka zostałam przewiezione na salę operacyjną i uśpiona. Data porodu: 1 lipca godzina 23:55. Zarówno data narodzin jak i zgonu. Mój drugi synek został jednym z aniołków i patrzy teraz na mnie cierpiącą z góry. Powiecie że to nic, że jestem w lepszej sytuacji ponieważ już jedno dziecko mam. Ale nigdy nie zrozumiecie, że przeżywam to równie mocno jak każda inna matka która straciła dziecko ponieważ jak każda mogłam zrobić więcej. Po incydencie z łożyskiem miałam zalecenia. Nie dźwigać, odpoczywać, nie stresować się. Gdybym jednak leżała więcej lub całkowicie leżała całymi dniami i nocami, gdybym odcięła od siebie pół rodziny która narażała mnie na stres .. może w tedy mój kochany synek przetrwałby, urodziłby się w tedy kiedy powinien...
Mój mąż został poinformowany przeze mnie, pomimo iż prosiłam by do niego zadzwonić, sms-em: "Straciłam naszego drugiego synka. Przepraszam." 
Opiekująca się mną pielęgniarka była łaskawa powiedzieć mi płeć maluszka ponieważ jeszcze jej nie znaliśmy. Opiekowała się mną cała noc i była obecna przy "zabiegu".
Emocje jakie się we mnie kłębią, są okropne. Niby mam w około siebie rodzinę, która gotowa jest pomoc ale tak na prawdę jestem sama. Mam męża który razem ze mną przeżył okropny dramat widział rzeczy, których mężczyzna by nie zniósł, ale nagle stał się przesadnie troskliwy i czuły i tylko czekam kiedy to minie. Mam synka którego kocham nad życie staram się skupiać na nim cała swoją uwagę ale momentami widzę drugiego straconego synka obok niego. Siedzą i bawią się razem. Wiem że ta wizja już się nie spełni. Na święta mieliśmy być już w czwórkę, a będziemy w trójkę. Już nic nie będzie takie samo nawet jeżeli uda nam się, mi się uda, żyć normalnie nic nie zapełni tej dziury która powstała we mnie w momencie kiedy straciłam dwoje drugie dziecko. Śliczni chłopcy, rodzeństwo rok po roku... żadne słowy żadne czyny nie są w stanie pomóc matce po stracie.
Nawet jeżeli się podniesie minie czas zacznie żyć nic już nie będzie takie samo. Piętno będzie ciążyć pustka zostanie a wszystko będziemy przeżywać od nowa np. w momencie gdy uda nam się zajść w kolejna ciąża i przez cały okres jej trwania będziemy się tylko bać powtórki..
Traktuje ten list do was jak terapie która ma mi pomóc przez to przejść. To jedyna okazja by anonimowo wyrzucić z siebie to co we mnie zalega by choć na chwilę ukoić rany. 
"Kochany synku wiedz że kochałam Cię bezwarunkowo mimo iż widziałam Cię tylko na ekranie USG. Wierz mi że gdybym mogła cofnąć czas zrobiłabym wszystko urodziłbyś się cały i zdrowy i mógł zobaczyć mnie, swoją mamusie, tatusia, braciszka i tworzyć z nami jedna wielka szczęśliwą rodzinę. Wierzę że był jakiś powód dla którego odszedłeś. Wiedz aniołku, że mamusia zawsze będzie o tobie pamiętać" 

Chcesz się podzielić swoją historią? Napisz na [email protected]

Polecane wideo

Komentarze (9)
Ocena: 5 / 5
gość (Ocena: 5) 30.04.2020 18:45
Mam za sobą bardzo trudny poród. Skończyło się dobrze ale cały czas to we mnie tkwi. Słowa położnej w trakcie, że musimy się przygotować na najgorsze... Moje dziecko żyje i jest zdrowe ale teraz widzę jak wiele rzeczy zarówno w czasie ciąży jak i porodu może pójść nie tak. Chociaż rodzina naciska ja nie chcę drugiego dziecka, gdyby mnie spotkało coś takiego jak bohaterkę listu nie przeżyłabym tego, poczucie że zrobiłam coś nie tak, że to moja wina by mnie wykończyło...
zobacz odpowiedzi (1)
gość (Ocena: 5) 30.04.2020 12:21
Bardzo mi przykro. To musi być okropne przeżycie i na pewno będziesz za nim tęsknić. Nie jest to jednak Twoja wina, nigdy nie była i nie będzie.
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 30.04.2020 12:20
Nie wiem jak to jest. Mam 33 lata i jeszcze ani razu nie starałam się o dziecko. Pewnie nigdy nie będę mamą bo konkubent cały czas jest niepewny swoich finansów. Stwierdził że nie chce robić dzieci jak typowa patologia która ma multum długów a powołuje na świat nowe życie.
zobacz odpowiedzi (2)
gość (Ocena: 5) 30.04.2020 09:00
Ja też mam dwa Aniołki, które ze mną nie są. Obecnie jestem w trzeciej ciąży, w 23 tygodniu, którą mam cichą nadzieję, że donoszę. Jednak na zawsze zostanę już mamą trójki dzieci, mimo że ich nie ma ze mną.
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 29.04.2020 22:37
Przepraszam, że to napiszę, może to zostać źle zrozumiane, no ale trudno. Ona ma już jedno dziecko. Tak, wiem, że cierpi, ze to przeżycie było dramatyczne, nie mogę sobie tego nawet wyobrazić, ale jednak inni chyba mają gorzej. Ja niedawno skończyłam 30 lat i od dawna nie mogę zajść w ciążę. Byłam zapisana z mężem do kliniki leczenia niepłodności, ale odwołano nam wizytę z powodu koronawirusa, więc czekamy, czekamy, czekamy...kiedyś chciałam mieć 2 dzieci, ale teraz już jedno będzie najpiękniejszym prezentem, jeśli się uda. Nie zawsze mamy to, czego chcemy, niestety.
odpowiedz
Polecane dla Ciebie