Kochane, nie mam za bardzo z kim pogadać, a temat wydaje mi się błahy w sposób ogólny, ale bardzo ważny dla mnie w stopniu osobistym. Standardowo mam problem z teściami, ale nie taki problem, że skaczemy sobie do gardeł tylko taki, że są oni zwyczajnie nadgorliwymi ludźmi i kompletnie nie wiem, jak z nimi o tym rozmawiać, bo jak zwracam na to uwagę, to oni się obrażają.
Moje dzieci mają z teściami dobry kontakt i chcę, by tak pozostało. Często jak gdzieś wychodzimy to zostają z dziećmi, młodszy siedzi z babcią dwa dni w tygodniu, bo tak może z nim zostawać i nie musi chodzić do żłobka. Rzecz w tym, że oni bardzo "wspólnotowo" podchodzą do naszego życia. Teściowa robi nam zakupy (przez co często wywalamy jedzenie, czego nienawidzę), sprząta i układa po swojemu w szafkach, kupuje ubrania dzieciom i egzekwuje, by w nich chodziły (gdy coś czasem oddam dalej to jest tragedia), a ostatnio jak wyjechaliśmy na przedłużony weekend, to pomalowali nam ściany w przedpokoju i w salonie, co przyprawiło mnie o mdłości. I już naprawdę nie wiem, jak z nimi rozmawiać. Mąż uważa, że to jest cena, jaką musimy zapłacić za to, że zawsze zostaną z dziećmi w czasie choroby albo właśnie, że teściowa zostaje z Filipem te dwa razy w tygodniu.
Prawdą jest, że oni mają dobre intencje, ale ja kompletnie nie odnajduję się w takiej sytuacji. Nie chcę, by teściowa układała mi staniki, nie chcę, by wybierała kolor ścian.
Ją to cieszy i czuje się przez to potrzebna. Czy powinnam odpuścić? Wyślijcie wasze rady na [email protected]