Pamiętasz wróżby andrzejkowe typu „sprawdź, ile będziesz miała dzieci”? Im bardziej jesteśmy nowocześni, tym mniej kwestii zostawiamy przypadkowi. Zakładanie rodziny nie jest wyjątkiem. „Projekt” zaczynamy później, niż nasze mamy i dużo później niż nasze babcie. Jeszcze nie tak dawno głośna gromadka dzieci była standardem, a rodzina po prostu musiała być liczna. Czasy się zmieniają i coraz częściej w rozmowach o planowanym potomstwie słyszy się: „jedno dziecko nam już wystarczy”, „dwójka będzie w sam raz”. Modele 2+1 i 2+2 są popularne i bezpieczne, a ich wybór nikogo nie dziwi. Co zyskują rodzice, którzy nie poddają się modzie na małe rodziny i decydują się na model 2+3 i więcej?
Mówi się, że małe dziecko to małe kłopoty, z kolei duże… ciąg dalszy znasz. A dużo małych lub, o zgrozo, dużo dużych dzieci…? Taka wizja przeraża rodziców, którzy z trudem są w stanie okiełznać choćby swojego pierworodnego. Tymczasem ci z nich, którzy się odważyli potwierdzają, że poziom luzu rośnie wprost proporcjonalnie do ilości posiadanego potomstwa. W sieci krążą przykłady na zachowanie rodziców przy pierwszym, drugim i trzecim maluchu. Wszystkie z nich potwierdzają teorię, że im dalej w rodzicielski „las” tym lepiej! Wszystko za zasługą doświadczenia i wiedzy. Początkowy szok w związku z nową sytuacją ewoluuje. W pewnym momencie – całkiem jak w grze komputerowej – zaliczasz poziom początkujący, a z upływem czasu i kolejnych etapów stajesz się mamą-ekspertem. I uzmysławiasz sobie wtedy, ile jest prawdy w wirtualnych tekstach. Bo gdy pierwsze dziecko połknie monetę – biegniesz do szpitala, żądając prześwietlenia. Przy drugim – cierpliwie czekasz, aż pieniążek wyjdzie. A przy trzecim dziecku – po prostu potrącasz mu z kieszonkowego.
fot. istock.com
Mamy stadną naturę, może więc nie warto się jej opierać? Młodzi rodzice często narzekają na tęsknotę za życiem towarzyskim. W tym samym czasie rodzice trójki (lub większej ilości) dzieci na samotność nie mogą narzekać. Bo gdy jedno zaśnie, drugiemu zachce się bawić; gdy trzecie wyjdzie na miasto, czwarte akurat wróci. Nawet, gdy zaczną opuszczać rodzinny dom, syndrom opuszczonego gniazda będzie łatwiejszy do zniesienia – bo dużo dzieci to dużo wnuków, a dużo wnuków to zaprzeczenie samotności jeszcze na długi, długi czas.
Myślisz, że to paradoks? Niekoniecznie! Rodzeństwo jest przecież najlepszym kompanem do zabawy. Zawsze jest blisko, zawsze zrozumie i zawsze będzie gotowe do podłapania szalonych pomysłów. A im więcej rodzeństwa, tym większa różnorodność charakterów i szanse na bratnie dusze. Tym samym rodzice nie muszą asystować przy każdej zabawie. Duże rodzeństwo to dużo pomysłów i opcji na spędzenie czasu. W sam raz do gry w piłkę, partyjki chińczyka lub zabawy w chowanego.
Czy odniosłaś już kiedyś wrażenie, że takie duże rodziny są po prostu… szczęśliwe? Mimo, że zazwyczaj mogą sobie pozwolić na mniej, niż pary z jednym dzieckiem? Razem znaczy lepiej. Rodzeństwo to pierwsi towarzysze zabaw, najlepsi powiernicy sekretów, najwierniejsi przyjaciele. A im jest ich więcej, tym więcej się dzieje. Nuda nie ma tutaj wstępu. Zwykłe wyjście do kina czy zoo zmienia się w wyprawę. Codziennie w czterech ścianach ścierają się różne charaktery, osobowości. Jest kolorowo i zawsze inaczej. Jasne, że kłócąca się trójka dzieci wyprowadzi z równowagi bardziej, niż marudzący jedynak. Ale głośniejsze awantury oznaczają też głośniejszy śmiech. Przemnożony razy trzy, cztery, pięć…
Przeczytaj również: