Nie złapiesz mnie na dziecko... - list czytelniczki

Przeczytajcie list od jednej z Mam, która w swoim 26-letnim życiu przeszła bardzo dużo...
Nie złapiesz mnie na dziecko... - list czytelniczki
fot. istock.com
11.09.2023
Katarzyna Lemanowicz

Długo zastanawiałam się czy napisać, a jeszcze dłużej co napisać bym chciała. Chciałabym podzielić się moją historią, na pewno w jakiś sposób traumatyczną, jednak mam nadzieje, że wielu z was doda ona siły, nadziei i wiary. Wielu mogłoby powiedzieć to ta - córka alkoholika, bo tak wyglądało moje dzieciństwo. Przeżyłam w życiu wiele, z pewnością zbyt wiele. Dziś mam 26 lat i dopiero "dziś" to we mnie uderza. Ojciec alkoholik, matka furiatka, o bracie lepiej nie wspominać. Tak wyglądał model naszej rodziny.

W wieku 15 lat przyszło mi samej decydować o swoim życiu. Ojciec spakował co swoje i się wyniósł. Matka przeprowadziła się do kochanka, brat był już dorosły, a mnie kazano zamieszkać u babci. A babcia jak to babcia, kontroli nade mną nie miała...

Nie złapiesz mnie na dziecko...

Nie chodziłam do szkoły, nie robiłam nic, tylko się szwendałam. Poznałam mężczyznę, 9 lat starszego. I pokochałam Go, miłością szczenięcą, jednak szczerą i prawdziwą. Był dojrzałym mężczyzną, a ja małolatą bez jakiejkolwiek kontroli. Był moją pierwszą prawdziwą miłością. I stało się, zaszłam w ciążę mając zaledwie 18 lat. Od niego usłyszałam jedynie "to nie moje" "nie złapiesz mnie na dziecko" itp.

Z pomocą przyszła matka furiatka. Zamieszkałyśmy razem, bo w między czasie zdążyła rozstać się z kochankiem i czekałyśmy na moje dziecko. Przez całe ciążę nie mogłam liczyć na "moją wielką dojrzałą miłość", pamiętam, kiedy musiałam poleżeć kilka dni w szpitalu ze względu na moje serce, do kobiet z sali przychodzili mężowie, a ja tkwiłam tam sama jak palec. Nic nie bolało tak jak samotność. Mając 19 lat urodziłam pięknego zdrowego syna. "Na szczęście" obyło się bez badań na ojcostwo, ponieważ syn był odbiciem ojca.

Tak więc moja "wielka miłość" nie miała wyjścia i uznała dziecko. Rozstaliśmy się tak naprawdę, kiedy jeszcze nie wiedziałam o ciąży i tak by zostało, gdyby nie moja matka. Nie miałam wiele, czasem ojciec coś przelał no i alimenty na syna. Zabierała mi wszystko. A kiedy powiedziałam, że nie dam, bo nie ma pampersów, wyrzuciła mnie z 3 miesięcznym dzieckiem za drzwi. Nie miałam wyboru, zabrał nas jego tata. Życie przy nim było horrorem, nie wracał na noc. A jeśli wracał to pijany. Spotykał się z innymi kobietami, zdradzał. I znów wróciłam do matki, ale tam było tylko gorzej. Pomyślałam wtedy "możesz liczyć tylko na siebie, skończ szkołę, znajdź pracę, postaraj się, masz dla kogo".

fot. istock.com

Mój syn rósł. Próbowałam skończyć zaoczne liceum dla dorosłych, jednak nie stać mnie było na opiekunkę, a na matkę nie mogłam liczyć. I tkwiłam tak przy matce, która zabierała każdy grosz, aż syn miał 3 latka. Wtedy postanowiłam jeszcze raz spróbować zawalczyć o wykształcenie, o lepszą przyszłość dla mnie i mojego syna. Ponownie zapisałam się do zaocznego liceum dla dorosłych, znalazłam też wspaniałą, dobrze płatną pracę. Nie było łatwo, kiedy wychodziłam do pracy, matka szła za mną, przyprowadzała mi tam mojego syna i uciekała. Na szczęście mógł tam być i był. Po 12 godzin dziennie, ze mną, w pracy, trzy letnie dziecko. Aż nadszedł ten zwykły, ale niezwykły dzień. Pierwszy dzień szkoły. Usiadłam w ławce, rozglądając się zobaczyłam jego i do dziś na niego patrzę.

Był idealny. Nigdy dotąd nie czułam czegoś takiego. Był tak obcy, a tak bliski. Patrzyłam i on patrzył. Zawsze wyznawałam zasadę, że prawdziwie kocha się tylko raz i ja mam to już za sobą. Pomyliłam się. Wystarczyło jedno spojrzenie by zakochać się w nim. Już wtedy pierwszego dnia tej szkoły wiedziałam, że on musi być mój. Nie musiałam się wysilać. Od słowa do słowa zaczęliśmy się spotykać. Poznał mojego syna. Poznał mnie, to jak żyje. Był 10 lat starszy. Był idealny. Nie potrafię opisać słowami jak bardzo się zakochałam i jak trwałe się to okazało.

Uwolnił mnie, stworzył mnie na nowo. Przy Nim poczułam co to znaczy naprawdę ŻYĆ. Jak można kochać, a jak można być kochanym. Dał coś czego nie doświadczyłam nigdy wcześniej - miłość, bezpieczeństwo, uśmiech i spokój. Dwa lata temu wzięliśmy ślub cywilny, zapraszając tylko świadków, rodzina odwróciła się od nas - za naszą miłość.

Marzyliśmy o dziecku, wspólnym. Straciliśmy je. Aż w końcu ktoś nad nami czuwał i na świat przyszła nasza cudowna córka. W dniu jej chrzcin wzięliśmy ślub kościelny. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Przed samym Bogiem przysięgałam mu miłość i wierność - pewna, że tylko On na to zasługuje. Jesteśmy szczęśliwa rodziną. Wychowujemy mojego syna, naszą córkę i marzymy o jeszcze jednym dziecku. A miłości i czułości nie ma końca. I dziś wiem, że do wielu spraw trzeba dojrzeć, dorosnąć. Że to mój mąż jest tą jedyną najprawdziwszą, najpiękniejszą miłością. I dziś jestem pewna, że to będzie trwać "aż Bóg nas nie rozłączy".

 

Przeczytaj również:

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie