Nie kocham syna, bo nie jest moim dzieckiem - list czytelnika

Oto historia na dowód tego, że nikt nie zasługuje na życie w kłamstwie ani na zrujnowane życie.
Nie kocham syna, bo nie jest moim dzieckiem - list czytelnika
fot. istock.com
31.03.2023
Katarzyna Lemanowicz

Jesteśmy przyzwyczajeni do stereotypu mężczyzn, którzy zaniedbują swoje kobiety, okłamują je i zdradzają. To raczej oni są złymi postaciami w opowiadanych bajkach. A kiedy świat przewraca się do góry nogami i to kobieta jest czarnym charakterem? Oto historia na dowód tego, że nikt nie zasługuje na życie w kłamstwie ani na zrujnowane życie. I że każdy zasługuje na drugą szansę od życia.

Nie kocham syna, bo nie jest moim dzieckiem - list czytelnika

Miałem zaledwie 21 lat, kiedy poznałem swoją przyszłą żonę. Była spontaniczna, radosna, pewna siebie i wygadana. A ja byłem facetem prostym, z niewielkiej mieściny i przeciętnej rodziny. Rodzice nie poświęcali mi zbyt dużo uwagi, więc kiedy piękna kobieta, która jednym spojrzeniem przyciągała innych mężczyzn zainteresowała się mną, zakochałem się w 3 sekundy. Zaręczyliśmy się po 8 miesiącach znajomości. Wiedziałem, że to ta. Zamieszkaliśmy razem po roku, ale jak to z pieniędzmi jest, szybko zaczęło nam ich brakować. Dostałem propozycję od kumpla by jeździć za granicę za naprawdę spore pieniądze. Zgodziłem się bez wahania, bo wiedziałem, że dzięki temu zarobię na ślub a może i na dom, kiedyś, w przyszłości? W każdym razie, tak myślałem. M. nie podobał się pomysł, ale po kilku pierwszych wypłatach przestała narzekać. Dawałem jej pełny dostęp do konta, ale szybko zorientowałem się, że to średni pomysł - w jeden miesiąc mojej nieobecności wydała ponad 6 tysięcy złotych, przy czym "zapomniała" o opłaceniu czynszu, rachunków i raty kredytu za auto. Nie miała ręki do pieniędzy, no zdarza się, co zrobić.

Przeniosłem środki na drugie konto, nie dałem jej do niego dostępu. To wywołało w niej falę emocji: raz krzyczała, że już jej nie kocham i na pewno mam kogoś za granicą, a potem płakała, że przeprasza i że zrozumiała swój błąd. Na swoje szczęście dałem jej ograniczony dostęp, a i tak czyściła to, do czego mogła dosięgnąć.  Okazało się, że M. się dusi, że jak wyjeżdżam, to musi wyjść do znajomych, kupić sobie. Bo tęskni i nie może sobie znaleźć miejsca, tak przynajmniej tłumaczyła. Głupim jesteśmy gatunkiem, my, mężczyźni. Kochamy nasze kobiety na ślepo a potem klepiemy biedę. W pewnym momencie M. oznajmiła, że jest w ciąży. Boże, jaka to była radość! Przecież teraz już na pewno wszystko się ułoży! Dziecko pomoże M. się uspokoić, a mnie zmotywuje do znalezienia ciepłej posadki na miejscu. Dzięki małym kłamstewkom i własnym oszczędnościom, stać mnie było na niewielkie mieszkanko z drugiej ręki w naszej mieścinie. A to już coś na początek, prawda? M. miała w ciąży straszne wahania nastrojów. Zachowywała się jak osoba chora psychicznie. Ale zrzucałem to na hormony. Jednak, gdy Mysz przyszedł na świat, jakoś pękła bańka. Może to mój instynkt samozachowawczy a może już dawno coś przeczuwałem? Nie wiem. Czułem, że coś jest nie tak. Podświadomie.

Robiłem wszystko, przewijałem, wstawałem w nocy, dawałem mleko, sprzątałem, robiłem zakupy i pracowałem na 2 etaty, żeby M. mogła sobie pozwolić na wiele. Ale kiedy moja mama przyjechała zobaczyć wnuka, a M. pochowała przed nią jego dokumenty i badania z okresu ciąży, byłem pewny, że moje przeczucia mnie nie zawiodły.

fot. istock.com

Moja mama jest lekarzem, skierowała mnie do odpowiednich osób, które wydały mi duplikaty dokumentów. Zrobiłem też badania dna z pomocą mamy. Mysz nie był moim synem.

Długo szykowałem się na tę rozmowę. Płakałem jak dziecko, robiłem sobie wyrzuty. W końcu zapytałem wprost, a ona spuściła wzrok i przyznała się. Powiedziałem, że odchodzę, a ona ma się wyprowadzić. Zaczęła szaleć, wezwała Policję, krzyczała, że się zabije.

Więc zostałem. Sam nie wiem dlaczego. Chyba ze strachu, że zrobi coś sobie czy dziecku i będę miał oboje na sumieniu.

Teraz Mysz ma 4 lata. Mieszka ze mną, bo matki więcej nie ma niż jest. Kocham to dziecko, ale nie jak własne, mimo, że w papierach widnieję jako biologiczny ojciec. Inaczej: nie kocham syna tak jak powinienem jako ojciec, bo to nie jest moje dziecko, rozumiecie?

Zakochałem się, mam kobietę, która mówi, że mnie kocha. Dopiero teraz czuję się w obowiązku, by zawalczyć o swoje życie, wyprostować je. Kumpel od pracy w trasie aprobuje przeprowadzkę do Norwegii, bo tam otworzył nowy biznes. Chyba chcę spróbować. Może zabiorę Mysza ze sobą? Wiem, że będzie miał tam lepsze życie.

I mam jedno słowo do kobiet: nie rujnujcie życia facetom, którzy was kochają. Przyznajcie się do błędów, każdy je popełnia. Ale nikt nie zasłużył na to, by wypruwać sobie flaki dla kłamstw i żyć nieświadomie w takim syfie."

Chcesz się podzielić swoją historią? Napisz do nas koniecznie na [email protected]

Polecane wideo

Komentarze (2)
Ocena: 3 / 5
gość (Ocena: 1) 03.04.2023 13:44
Typiara mopsiara.
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 03.04.2023 07:20
Przecież ta typiara jest zaburzona... więc do kogo ten apel? Normalne kobiety nie robią takich rzeczy, a zaburzone i tak nie mają sumienia, dojrzałości, są nieodpowiedzialne i nie obchodzi je to, że ktoś poszedł na dno, przez ich zachowanie.
odpowiedz
Polecane dla Ciebie