Zraniłam ukochanego, podjęłam złą decyzję, a teraz to się na mnie odbija - list czytelniczki

Ten list uświadamia, że czasami warto zastanowić się dwa razy, zanim podejmie się jakąś decyzję...
Zraniłam ukochanego, podjęłam złą decyzję, a teraz to się na mnie odbija - list czytelniczki
fot. istock.com
08.05.2020
Katarzyna Lemanowicz

Działanie spontanicznie, podążanie za głosem serca sprawia, że czujemy się wyjątkowo, te "motyle w brzuchu" są nie do opisania. Ale... postępowanie wbrew logice często prowadzi do serii zdarzeń, które mogą zaważyć na całym naszym życiu. Przekonała się o tym nasza czytelniczka, a swoją historią postanowiła się podzielić z nami...

Zraniłam ukochanego, podjęłam złą decyzję, a teraz to się na mnie odbija - list czytelniczki

Jeszcze nigdy nikomu jej nie mówiłam. W każdym razie nie całej prawdy, nie szczerej do bólu od początku do końca. Dlaczego? Głównie chyba ze wstydu. Za to że zraniłam, że podjęłam złe decyzję za dużo razy, i teraz to się na mnie odbija. Nie jest to historia wyjątkowa, jest moja.

Prawie 7 lat temu wyjechałam z kraju, byłam młoda i szczęśliwa, gotowa na następny krok w życiu. Byłam też zaręczona, mój narzeczony miał do mnie dojechać miesiąc później. Szybko znalazłam pracę i poznałam JEGO. nie miałam na myśli tego co stało się później. Myślałam sobie ze może to moja ostatnia szansa żeby jeszcze się trochę zabawić, być przez chwilę wolna. W końcu nic się nie stanie jeśli nikt się nie dowie? Spotkaliśmy się kilka razy na drinka, dla mnie było to coś innego, inny język, inne miasto, kraj, obyczaje, zakazany owoc. Okazało się że się w NIM zakochałam. Kiedy dojechał mój narzeczony od razu zorientował się ze coś jest nie tak, chociaż myślałam że robię dobrą minę do złej gry, nie potrafię dobrze kłamać. Oczywiście zdrada wyszła na jaw. A on nawet chciał mi wybaczyć, chciał mimo wszystko abym wróciła do niego. Ale ja byłam głupia, głupia i naiwna, potraktowałam go okrutnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy...
Kiedy spotykałam się z NIM myślałam to jest TO. To jest ten na którego czekałam całe życie (całe 22 lata), jaka byłam głupia...

Ludzie czasem mówią że dostają znaki od losu, wszechświata czy co tam jeszcze.

I ja dostawałam te znaki, od losu, od rodziny, znajomych. Ale nie słuchałam, nie chciałam ich słyszeć. Wydawało mi się że to jest ta wielka miłość która przezwycięży wszystko, że wszystko się kiedyś ułoży bo przecież tak bardzo jesteśmy zakochani, bo tak fantastycznie się przy nim czuje. I tak było, przez jakiś czas. W końcu zaczął mnie okłamywać, oszukiwać, nawet ode mnie kraść, potem przeprosiny, liściki, obietnice.... Byłam naiwna, ale powoli zaczynałam mieć dość. Jednak myślałam że po tym wszystkim nie mogę po prostu się odwrócić i go zostawić, po tym jak broniłam go przez moją rodziną, jak odwróciłam się od ludzi, jak zraniłam byłego narzeczonego. To było jak wejście w bagno, zabrnęłam tak daleko że nie wiedziałam już jak wyjść, więc brnęłam dalej, mówiąc sobie ze jeszcze kiedyś to wszystko będzie warte tego wysiłku. I On też mi tak mówił, że chce, się się poprawi, że wszystko się ułoży, że kiedyś dzięki mnie wyjdzie na prostą.
Smutna kobieta, która popełniła największy błąd w życiu
fot. istock.com
Po 3 latach zaszłam w pierwsza ciąże. Dzień przed pierwszą wizyta u lekarza powiedział mi że nie powinnam mieć tego dziecka - (on miał już jedno dziecko z inną kobieta) byłam zdewastowana. Nie wyobrażałam sobie mieć aborcji, no i oczywiście kochałam go, chciałam tego dziecka. Po moim wybuchu płaczu powiedział że dobrze, że to nie to miał na myśli, że dlatego że jestem młodą, że całe życie przede mną... I potem było dobrze. Było wyczekiwanie, była radość, remont mieszkania, łóżeczko, kocyk, ubranka... Wzięliśmy ślub cywilny kiedy byłam w 7 miesiącu ciąży. Urodziłam synka, i okazało się że oto jest miłość mojego życia. To cały mój świat ten malutki człowiek. I było dobrze, przez jakiś czas. Jednak znowu zaczynały się kłamstwa, oszukiwanie, wychodzenie do kasyna... Ale ciągle wierzyłam że to się zmieni, bo przecież dziecko, bo rodzina.. I przez jakiś czas było dobrze, przez moment? Znowu zaszłam w ciąże dwa lata później...tym razem cieszył się kiedy mu powiedziałam... I myślałam ze to już, że to już będzie jak ma być... I będzie szczęście, I słońce i konfetti i uśmiech co dzień rano... Ale zawsze kończyło się tak samo... Zaczęły się wyzwiska, kłótnie, rzucanie talerzami... Nie mogłam już tego wytrzymać.
Byliśmy nawet razem na terapii raz, według niego byliśmy razem tylko dlatego że mieliśmy razem dziecko, i zdałam sobie sprawę że ma rację. Byłam w 5 miesiącu ciąży. Zdałam sobie sprawę jaka byłam głupia i naiwna, że to wszystko było tylko w mojej głowie. Chciałam się wyprowadzić, znalazłam już mieszkanie, byłam gotowa. Oczywiście znowu zaczęły się obietnice, że teraz to już naprawdę, że już na pewno, że otworzyły mu się oczy... Zostałam. Byłam w 5 miesiącu ciąży i z dwuletnim dzieckiem.
Moja córka skończy niedługo 5 miesięcy. Urodziła się w nocy, przyjechaliśmy do szpitala tyle co, poród bardzo szybki, i bardzo bolesny. Nad ranem on pojechał do domu, następnego dnia nawet nie chciało mu się przyjechać i zobaczyć nas w szpitalu. Płakałam cały dzień. Na prawie dwa miesiące przyjechała mi pomóc moja mama. On jest bardzo dobry w udawaniu że wszystko jest w porządku, pokazywaniu jak to on się nami dobrze zajmuje. Było dobrze. Ja też udawałam, nie chciałam przyznać prawdy. Nie chciałam przyznać się rodzinie i znajomym, nie chciałam przyznać się sobie. Że cały ten czas zmarnowałam no kogoś kto nigdy nie będzie tym kogo potrzebuje...
Często myślę o tym co straciłam, o byłym narzeczonym który był jedynym który mnie naprawdę kochał a ja zmieszałam go z błotem, zniszczyłam i jemu życie. Nie wiem czy był w stanie znowu zaufać komuś... 
Mam dwójkę małych dzieci które kocham ponad życie i nigdy bym tego nie zmieniła, jest mi tylko tak bardzo żal że nie będą mogli mieć normalnej kochającej rodziny, i wiem że on zawsze będzie sprawiał im zawód, tak jak sprawił mnie wiele razy... Wiem że nie mogę już dalej ciągnąć tego małżeństwa, już nie daje rady psychicznie. Wiem że w końcu nadszedł czas aby przyznać się do błędu, jest mi wstyd. I wydaje mi się czasem że na to zasłużyłam, muszę teraz zapłacić za swoją głupotę i naiwność... 

Chcesz się podzielić z nami swoją historią? Napisz do nas koniecznie na [email protected]

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie