Koniec ery idealnych matek - czyli kim tak naprawdę jest SuperMama?

Doskonale pamiętam swoje życie przed pojawieniem się w nim dzieci...
Koniec ery idealnych matek - czyli kim tak naprawdę jest SuperMama?
fot. istock.com
14.04.2020
Aleksandra Aleksandrowicz

Byłam królową Excela, która miała wszystko pod kontrolą. Pracowałam do ostatniego tygodnia ciąży, wierząc, że urlop macierzyński (z perspektywy czasu uważam, że ten oksymoron musiał wymyślić chyba mężczyzna) to szansa na rozwój własnego biznesu, przeczytanie zaległych książek, nauczenie się gotowania wyszukanych dań. W końcu dziecko śpi po trzy godziny, wystarczy je przewinąć, nakarmić i wziąć na spacer… Tak przynajmniej było napisane w poradnikach. Reklamy i słynne mamy na Instagramie przekonywały, że wszystko jest takie naturalne. Zaopatrzona w dobre rady, zadaniowa mama, byłam gotowa na realizację kolejnego projektu o nazwie „dziecko”. I wtedy rzeczywistość uderzyła mnie niczym rozpędzona ciężarówka na krętej i stromej drodze zwanej macierzyństwem.

Wszystko na temat porodu i połogu...

Zaczęło się od porodu, a właściwie „wydobycin”, bo tak często nazywane jest cesarskie cięcie przez kobiety, którym udało się urodzić naturalnie. Jak przeczytałam na forach – już taki początek (mimo że przeze mnie nieplanowany, a przez lekarzy uznany w moim przypadku za konieczność) na dzień dobry zdyskredytował mnie jako matkę. Dalej nie było lepiej. Naturalne karmienie piersią wbrew temu, co pokazują w telewizji, okazało się niemiłosiernie bolesne. Szczegółów wam oszczędzę, ale w maść z lanoliną warto się zaopatrzyć. Matka natura tak zaprojektowała kobiece piersi i noworodki, że te ostatnie nie zawsze współpracują. Warto wtedy zwrócić się o profesjonalną pomoc do doradcy laktacyjnego, bo w późniejszym okresie karmienie piersią było już dla mnie bardzo wygodne – tak, nie bójmy się zadbać o swój komfort w roli matki! I oczywiście połóg… W tym miejscu chciałam przeprosić wszystkie moje koleżanki, które odwiedziłam w szpitalu zaraz po porodzie. Chciałam was wesprzeć, ale nie wiedziałam, że jedyne, o czym marzycie, to święty spokój. Jeżeli dotychczas widziałyście wyłącznie rozpromienione kobiety w pełnym makijażu, wymodelowanych włosach i i koronkowych piżamkach w sali poporodowej pełnej balonów, to proponuję dla równowagi zajrzeć na profil instagramowy @2Life Doula lub Amy Schumer, a także polskie konto @babkizpiersiami. Zaskoczeni? Tak właśnie wygląda rzeczywistość bez filtra. Tak wygląda kobiece ciało, ciało, które dokonało cudu, bo wydało na świat nowego człowieka. To jest natura, a jeśli kogoś to gorszy – czy właśnie takie zachowanie nie jest nienaturalne? Sama pamiętam, jak tydzień po porodzie poszłam do sklepu, a pani przy kasie zapytała, kiedy rodzę. Wyjaśniłam, że właśnie wracam ze zdjęcia szwów i już po wszystkim, czym wprawiłam ją w zakłopotanie. Czy ja się poczułam podobnie? Absolutnie nie, bo wiem, że to naturalne, że mój brzuch rozciągał się 9 miesięcy, tworząc jak najlepsze warunki dla rozwoju dziecka. Nie spodziewałam się więc, że w tydzień wrócę do poprzedniego rozmiaru. Śmieję się za każdym razem, gdy przypominam sobie o tej sytuacji. Uśmiecham się też, gdy widzę księżną Meghan Markle, która wychodzi ze szpitala i nie ukrywa swojego poporodowego brzucha.

Aleksandra Aleksandrowicz - projekt @autentycznamama

fot. Instagram @autentyczna.mama

Baby blues, czy woman blues - na czym polegają?

Wiele z nas latami stara się o dziecko, są kobiety, które od pierwszych dni ciąży kochają je ogromnie, ale są wśród nas też mamy, których fala bezgranicznej miłości nie zalewa nawet kilka dni po urodzeniu. Czują się przygnębione, mają z tego powodu wyrzuty sumienia, a jak pokazują statystyki, tzw. baby blues (smutek poporodowy) dotyka nawet 80% kobiet. Brak wsparcia bliskich dla matek w tak ważnym dla nich momencie i bagatelizowanie ich uczuć może prowadzić nawet do depresji poporodowej (u ok. 10–20% kobiet zaburzenia nie mijają, a wręcz pogłębiają się). Zapytałam Aleksandrę Burżacką, zawodową doulę, psychologa, a także praktyka pracy z ciałem i oddechem, pasjonatkę medytacji, a prywatnie mamę dwójki małych chłopców o to, jak możemy przygotować się do tego trudnego okresu: „Nie lubię określenia baby blues, bo dla mnie jest to raczej woman blues. Bo to kobiety są centrum i siłą. Im częściej się z nimi spotykam, a one decydują się otworzyć przede mną swoje serca i opowiedzieć swoje historie, tym częściej czuję i widzę, jak bardzo jesteśmy z nasza kobiecością same. Najczęściej rozmawiam z kobietami o obawach związanych z ciążą, porodem, połogiem. Chcą je skonsultować ze mną, osobą, która ma wiedzę książkową, ale też swoje doświadczenia i zna odczucia innych kobiet. Podczas takich rozmów pytania bardzo szybko zaczynają dotykać tematów życiowych, które pokazują duże osamotnienie, brak zrozumienia ze strony personelu medycznego, partnera czy rodziny. Poruszane kwestie to często lęki nie samych matek, ale osób wokół nich. A przecież kobiety w ciąży to boginie życia – są z nowym życiem połączone fizycznie i duchowo. Dlaczego często nie czujemy tej naszej boskości w ciąży, podczas porodu czy w pierwszych miesiącach połogu? Bo to czas na nowe poznanie siebie. Bo to czas na uleczenie emocji i ran. Potrzebny czas na wejście w rolę i odnowienie w nas naszej bogini. Czas na łzy, smutek, zwątpienie oraz na każdą inną emocję, np. niewygodną, od której uciekamy, chcąc wpasować się w wyznaczony dla nas schemat kobiet zawsze silnych, zawsze gotowych i zawsze perfekcyjnych – niezależnie od sytuacji. Jako istoty wrażliwe i wysoce empatyczne z natury chłoniemy te narzucone wzorce i na siłę próbujemy je wdrożyć. Co się wtedy dzieje? Gubimy siebie. Pojawiają się lęki, brak wiary we własne siły, nieuzasadnione wahania nastroju, a nawet zespoły zaburzeń na tle emocjonalnym. Ważne jest w tym procesie uświadomienie sobie, że to jest dobry czas, i że nie musimy być w tym same. Dotknęłyśmy absolutum – tworzenia miłości. Mamy miłość w naszych łonach, a potem na naszych rękach. Dzieci to nasze najlepsze lustra i nauczyciele, którzy bez ostrzeżenia wymagają całej uwagi i sił, chcąc dla nas najlepiej. Ale to wymagający nauczyciele. Niestety rzadko kobiety czują się na to przygotowane, bo o tym się nie mówi. Trudy macierzyństwa to temat tabu – nie widać tego w reklamach, w których śmiejące się bobaski nie oczekują niczego w zamian. Dzieci mają naturę atencyjną i pochłaniają świat wokół siebie. Jeśli tym światem jest tylko mama, to mama będzie musiała oddać siebie dziecku na czas jego dorośnięcia. Dobrze się więc dzielić tymi trudami i tą miłością z innymi. Oddaliliśmy się od życia w społecznościach, które wymieniają się czasem i przestrzenią, bo nasze wioski to zamknięte osiedla małych rodzin. A jednak wokół rodziców jest mnóstwo. Nie ma też jednej recepty na bycie mamą, a więc warto czerpać inspiracje i próbować wszystkiego, co jest zgodne z naszą kobiecą i matczyną intuicją. Ja widzę trzy kwestie, o których warto pamiętać, żeby „kobiecy smutek” nie ściągał nas w dół, a są nimi kolejno: bądź blisko swojego ciała w sposób, który daje ci najwięcej przyjemności (taniec, kąpiel, spacer, pyszne jedzenie, medytacje); utul i zaakceptuj każdą emocję, która się w nim pojawia i daj jej wyjść w sposób niekrzywdzący innych (tak, krzyk to sama emocja jak śmiech, tylko o odwrotnym potencjale); nie blokuj się na pomoc i dobre intencje innych, ale zawsze przede wszystkich słuchaj swojej intuicji. I rada uniwersalna, lecz wciąż według moich obserwacji niedoceniania – miłość do siebie przede wszystkim. Jeśli kobieta jest szczęśliwa, to świat wokół niej także.

Być bliżej… dziecka czy siebie?

Większość nas była wychowywana w pewnym rygorze i nieraz przy okazji rodzinnych uroczystości mogła usłyszeć od „rubasznego wujka”, że „dzieci i ryby głosu nie mają”. Obecnie coraz więcej podróżujemy, poznajemy inne kultury i widzimy, że nie ma jednej recepty na wychowanie, że w różnych krajach wygląda to zgoła inaczej. Coraz szersze kręgi zatacza tzw. rodzicielstwo bliskości (ang. attachment parenting), termin utworzony przez amerykańskiego pediatrę Williama Searsa. Jest to filozofia rodzicielstwa oparta na teorii przywiązania w psychologii rozwojowej. Kładzie się w niej duży nacisk na więź emocjonalną, jaka tworzy się między dzieckiem a jego opiekunem, a która ma znaczący wpływ na to, jak to dziecko będzie funkcjonowało w przyszłości. Sama należę do rodziców, którym książki z tego zakresu autorstwa duńskiego pedagoga Jespera Juula („Nie z miłości”, „Twoje kompetentne dziecko”, „Byćmężem i ojcem”) uświadomiły, że to, co instynktownie czujemy, jest o wiele ważniejsze niż normy narzucone nam przez społeczeństwo. Osobom, które nie miały okazji zapoznać się bliżej z tą filozofią, może się wydawać, że dzieci są w ten sposób „wychowywane bezstresowo” i „wchodzą rodzicom na głowę”. Natomiast psycholog Anita Janeczek- -Romanowska (w kryzysowych momentach skoków rozwojowych mojego pierworodnego, zamiast udzielać mi złotych rad i oceniać, ratowała mnie słowami: „Olu, to wszystko kiedyś minie”) uważa, że dbanie o potrzeby dziecka wcale nie wyklucza dbania o siebie: „Wokół rodzicielstwa bliskości i działań, które bazują na więzi z dzieckiem, narosło wiele mitów i przekonań. Rodziców, szczególnie mamy, praktykujących ten sposób bycia w relacji, często przedstawia się w mediach jako zmęczone, poświęcające się, zatracające siebie i pogubione. Dzieci tych mam bywają tymczasem ukazywane jako nienauczone dostrzegania granic i pozbawione uważności wobec innych ludzi. Ten wypaczony i często przerysowany obraz jest nie tylko nieprawdziwy, ale bardzo często krzywdzący”

Anita Janeczek-Romanowska mówi, że w swojej pracy od wielu lat spotyka się z rodzicami, którzy budują relacje z dziećmi poprzez szacunek, zaufanie i bezpieczeństwo. Szukają wiedzy, informacji, inspiracji do stawania się każdego dnia wystarczająco dobrymi, ale nie idealnymi rodzicami. Chcą zaspokajać potrzeby dzieci, reagować na ich sygnały i emocje nie dlatego, że dzieci owinęły ich sobie wokół palca, a po prostu dlatego, że dzieci są… ludźmi. Małymi, uczącymi się, często zalanymi emocjami, ale ludźmi, a nie kimś „w procesie stawania się człowiekiem”. Wybór takiego a nie innego podejścia pociąga za sobą ryzyko bycia ocenianym i niezrozumianym. W gotowości do bycia blisko osoby z zewnątrz mogą bowiem widzieć nadopiekuńczość. W otwartości na emocje i towarzyszenie w przeżywaniu ich – wchodzenie na głowę. W koncentrowaniu się na potrzebach dziecka – rezygnację ze swoich. Tymczasem wybory te tak naprawdę nie są kwestią rezygnacji, a raczej postawienia na swoje potrzeby, ale inne, być może w tym momencie życia ważniejsze dla danej osoby. Zdarza się więc, że zamiast potrzeby wolności, autonomii, prywatności, kobieta wybiera potrzebę kontaktu z dzieckiem, troski o nie, o ich relację, o budowanie zaufania między nimi. Robi wówczas wiele rzeczy, które przez kogoś z boku mogą być interpretowane jako poświęcenie, zatracenie siebie, a tak naprawdę one nadal są czymś robionym dla siebie. Tyle że dla innej części „ja”. Oczywiście, zdarza się, jak w każdej relacji, że ktoś gdzieś się pogubi, że czasem zabraknie wsparcia, równowagi. Nie pomagają wówczas oceny i krytyka, a raczej wyciągnięta dłoń i pomoc. Bywa, że zmęczenie mamy nie jest zarzucanym jej „brakiem troski o czas dla siebie”, ale realną trudnością z otrzymaniem wsparcia w rodzicielskiej codzienności. Zmienione ciało kobiety, która urodziła dziecko, nie jest rezygnacją z siebie i zaniedbaniem, lecz efektem ponoszonych trudów, przeciążenia. Nadszarpnięta relacja partnerska również może być składową wielu elementów, a nie wynikać z jednej, prostej i łatwej do zdiagnozowania przyczyny. Wszystkie te sytuacje mogą tak naprawdę spotkać każdą kobietę i rzadko są kwestią wyboru, są raczej znakiem, że to taki czas w ich życiu, kiedy trudno zadbać o wszystko. „Myślę, że to jest coś, co my kobiety mamy i możemy dać samym sobie, ale też sobie wzajemnie. Możemy zachować wobec siebie łagodność, gdy stwierdzamy, że nie zawsze będzie zrobione na sto procent. Wybierając taką, a nie inną drogę rodzicielstwa, możemy więc wybrać też pewną drogę dla siebie.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 

„...Then she was born and the reality hit” 🤱🏼😆🙈 Gdy przed urodzeniem dziecka widzisz same #instamatki prosto z reklam w różowym puchu zrelaksowane a później to co niby miało przyjść naturalnie okazuje się być trudne, bolesne, męczące a czasem nawet niewykonalne!! Z okazji #worldbreastfeedingweek2018 autentyczne i niczym nie podkoloryzowane zdjęcia i historie matek karmiących- tak wygląda życie do jasnej cholery!! 💪🏻 (link w pierwszym komentarzu) A ten wpis popełniłam oczywiście w jedynej chwili „dla siebie”, czyli podczas karmienia 🙃 ::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::: „...Then she was born and the reality hit" 🤱🏼😆🙈 When before the birth of a child you see only #instamom straight from ads in pink powder relaxed and then what supposedly came naturally turns out to be difficult, painful, tiring and sometimes even impossible!! On the occasion of #worldbreastfeedingweek2018 authentic and nothing subcolored photos and stories of nursing mothers - this is how damned life looks like!! 💪🏻 (link in the first comment) And of course I made this post in the only moment "for myself", that is during feeding 🙃 #autentycznamama #authenticmom #karmiewszedzie #karmieniepiersią #konieczabawywchowanego #karmieswobodnie #matkapolka #polishmom #breastfeeding #naturalmother #naturalniematka #breastfeedingmom #breastfeedingworld #karmiejemwszystko #mama #dziecko

Post udostępniony przez Aleksandra Aleksandrowicz (@autentyczna.mama)

Potrzebna jest uważność skierowana na dziecko, ale też na siebie.

Otwartość na emocje i potrzeby dziecka, ale też na swoje. Świadomość, że nie tylko dziecko się uczy, ale my też. To szalenie ważne podarunki, które można sobie dawać i przypominać sobie, że bycie blisko dziecka też jest wyborem czegoś dla siebie, a nie zamiast siebie czy też wbrew”, mówi Anita Janeczek-Romanowska. Wszystkie mamy, niezależnie od tego, czy rodziłyście siłami natury czy przez cesarskie cięcie, czy karmicie piersią czy z butelki, czy gotujecie warzywa z własnego ogródka, czy dajecie dziecku gotowe dania, czy robicie wszystko same, czy korzystacie z pomocy niani, czy wróciłyście do figury sprzed ciąży, może zostało wam kilka dodatkowych kilogramów, czy poszłyście do pracy, czy zostałyście z dziećmi w domu ... – niezależnie od waszego wyboru wszystkie przeżywamy to samo, więc wspierajmy się nawzajem. Bo macierzyństwo jest wyjątkowe i piękne, ale to jedno z najtrudniejszych wyzwań, z jakim mierzą się kobiety, więc bądźmy dla siebie wyrozumiałe, uśmiechajmy się do siebie, mówmy innym kobietom, że dadzą radę, a przede wszystkim wierzmy, że my damy. Sprawmy, aby żadna z nas nigdy w siebie nie zwątpiła i nie zapomniała o sobie, Pamiętajmy, że wszystko w końcu się ułoży.

Jak przeżyć ten wyjątkowy, ale jednocześnie trudny czas w zgodzie ze sobą, autentycznie?

Choć nie ma gotowej recepty – każda z nas jest inna i każda z nas ma inne dzieci – to jednak wszystkie powinnyśmy się w tym wspierać, zamiast oceniać. Nawet dla tych z nas (czyli wielu), które były wychowywane w przeświadczeniu, że powinny być zawsze grzeczne i miłe, mieć świadectwa z czerwonym paskiem i wzorowe zachowanie, chyba przyszedł wreszcie najwyższy czas, aby odpuścić. Nie musimy być idealne, bądźmy wystarczająco dobre. Nie tylko dla dzieci, ale przede wszystkim dla samych siebie. Oto rady, które mogą się przydać:

  • Przede wszystkim sen! z pustego nawet Salomon nie naleje, więc śpij wtedy, gdy śpi twoje dziecko. Aby naładować akumulatory.
  • Poproś o pomoc i przyjmij ją. to nie oznaka słabości a dojrzałości i świadomości swoich potrzeb. i tak jesteś wspaniała.
  • W opiece nad dzieckiem w pełni zaufaj sobie – nikt nie zna twojego dziecka tak dobrze jak ty.
  • Nie porównuj się – nawet nie wiesz, ile przeszła inna mama lub ile razy musiała wstawać w nocy do dziecka ;-)
  • Nie ma jednej słusznej drogi.
  • Wykluczające się emocje są normalne
  • Perfekcyjne mamy nie istnieją.
  • Ten stan kiedyś minie.
  • Zwolnij.
  • Odpuść. Jeszcze będzie lepiej.

Polecane wideo

Komentarze (3)
Ocena: 5 / 5
zwykła mama (Ocena: 5) 08.07.2020 14:51
Mogłyby to przeczytać wszystkie #instamatki
odpowiedz
mama (Ocena: 5) 14.04.2020 22:26
Dla mnie najtrudniejsze było zaufanie swojej intuicji. Czytasz miliony porad, a na końcu okazuje się, że i tak twoje dziecko jest jedyne w swoim rodzaju a ja zawsze podejmę dla niego decyzję najlepszą z możliwych :)
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 14.04.2020 16:34
Ulżyło mi jak to przeczytałam tzn. że nie tylko ja tak mialam.
odpowiedz
Polecane dla Ciebie