Czekoladki dla wszystkich, czyli jak rodzice tracą rozum przed końcem roku szkolnego

Czerwiec to miesiąc, w którym polscy rodzice przechodzą prawdziwą metamorfozę. Z normalnych, zrównoważonych ludzi zamieniają się w maniakalno-depresyjnych organizatorów zbiorowych prezentów. I przysięgam, że jeśli jeszcze raz usłyszę "a może by tak dla woźnej też coś kupić?", to się przerzucę na edukację domową.
Czekoladki dla wszystkich, czyli jak rodzice tracą rozum przed końcem roku szkolnego
Prezent dla nauczyciela na koniec roku szkolnego Fot. iStock/MaximFesenko
10.06.2025
Aneta Zabłocka

Pamiętam czasy, gdy prezentem dla nauczycielki były kwiaty lub czekoladka. Dziś rodzice organizują składki na prezenty, jakby szkoła była firmą w okresie świątecznym. Na grupie klasowej pojawiają się listy wszystkich pracowników szkoły - od dyrektorki, przez wychowawczynię, nauczycieli przedmiotowych, sekretarkę, woźną, aż po pana hydraulika, który naprawił kaloryfer w styczniu.

Każdy zasługuje na uznanie, każdy musi dostać prezent. Bo przecież "tak wypada". A ja siedzę przed komputerem i liczę, że za wszystkie te upominki zapłacę więcej niż za słoneczne wakacje w Hiszpanii. 

Prawne limity, które wszyscy ignorują

Tutaj pojawia się pikantny szczegół - zgodnie z ustawą antykorupcyjną, nauczyciele nie mogą przyjmować prezentów o wartości wyższej niż 200 złotych. Ale czy ktoś z rodziców to sprawdza? Oczywiście, że nie. Na grupie klasowej padają propozycje składek po 50 złotych od rodziny na jeden prezent. Liczymy - 30 dzieci w klasie, to już 1500 złotych na jeden upominek.

I co? Nauczycielka ma odmówić przyjęcia prezentu? Ma publicznie powiedzieć "przepraszam, ale to niezgodne z prawem"? W takiej sytuacji to ona wychodzi na niewdzięczną, choć tak naprawdę próbuje tylko przestrzegać przepisów.

Najgorzej jest z tymi "spontanicznymi" inicjatywami. "Ktoś" proponuje, żeby kupić indywidualny prezent dla pani od matematyki, bo przecież "tak się postarała dla naszych dzieci". I nagle okazuje się, że wszystkie inne mamy już to uzgodniły w tajnej grupie.

- W tym roku padł rekord - pisze mi przyjaciółką, z którą skarżymy się wzajemnie na nowe inicjatywy rodziców. - Na grupie klasowej pojawiła się lista 12 osób, dla których "trzeba" kupić prezenty. Dwunastu! Jakby moje dziecko uczyło się w Hogwarcie, a nie w zwykłej podstawówce na osiedlu.

Oprócz klasyki - wychowawczyni i nauczycieli przedmiotowych - doszli: pani sprzątająca, pan od WF-u (który prowadził zastępstwa przez miesiąc), bibliotekarka, pielęgniarka szkolna i nawet kucharka ze stołówki. Bo przecież "wszyscy się starają".

Kiedy prezent staje się podatkiem

Szczerze? Czasami czuję się, jakbym płaciła nieoficjalny podatek od edukacji. Prezenty na początku roku, prezenty na Dzień Nauczyciela, prezenty na koniec roku, prezenty na Dzień Kobiet. Do tego składki na wycieczki, na materiały do świetlicy, na upominki dla dzieci.

Najgorsze są te mamy, które robią z prezentów dla nauczycieli prawdziwe show. Organizują profesjonalne sesje zdjęciowe z bukietami, wrzucają na Instagram stories z hashtagiem #najlepsza wychowawczyni, a potem jeszcze piszą długie posty o tym, jak bardzo są wdzięczne.

Ja też jestem wdzięczna. Ale czy muszę to okazywać prezentami za kilkaset złotych? Czy nie wystarczy zwykłe "dziękuję za ten rok" i może drobny upominek od klasy - zgodny z prawem?

Powrót do normalności

Może czas wrócić do korzeni? Do czasów, gdy prezent był symbolem wdzięczności, a nie miarą tego, jak bardzo doceniamy pracę nauczyciela. Gdy kwiaty były kwiatami, a nie elementem niepisanej rywalizacji między rodzicami. I gdy prezenty nie narażały nikogo na łamanie prawa albo dyskommfort. W gruncie rzeczy nie mamy pojęcia, kim są osoby, które uczą nasze dzieci. Może nienawidzą masaży, mają uczulenie na kremy Ireny Eris albo chorują na cukrzycę, a my im dorzucamy cztery paczki bombonierek. 

Bo szczerze - myślę, że nauczyciele też już mają dość tego całego cyrku. Wolałyby pewnie spokojne wakacje i brak problemów z prawem niż kolejną czekoladkę za 300 złotych i laurkę z podpisem "od wdzięcznych rodziców".

A ja? Ja bym chciała, żeby czerwiec znów był miesiącem cieszenia się końcem roku szkolnego. A nie stresowania się tym, czy obraziłam kogoś na grupie dla rodziców, pisząc: "Nie zgadzam się". 

Polecane wideo

Komentarze (2)
Ocena: 5 / 5
gość (Ocena: 5) 14.06.2025 08:45
Jako nauczyciel powiem tyle - nam na tych prezentach nie zależy. Jedyny jaki pamiętam to, jak dziecko dało mi zwykły długopis tylko, że miał na końcówce tulipana. Czekolady rozdaję po rodzinie, kwiaty zanoszę babci tego samego dnia. A jak się próbuje odmówić to od razu "no jak pani nie chce...". Ale najczęściej to przecież dzieci same wysyłają, żeby dały i jak tu dziecku powiedzieć? Apel to rodziców: przestańcie.
odpowiedz
Kamila (Ocena: 5) 10.06.2025 11:09
W klasie syna tylko wychowawczyni dostanie większy prezent czyli kosz słodyczy z poczty kwiatowej. No i jeszcze kwiat dla pani dyrektor ma być. Reszcie nauczycieli nic nie kupujemy.
odpowiedz
Polecane dla Ciebie