Każdy rodzic jest zapatrzony w swoje dziecko i jest przekonany, że to najbardziej niezwykła i urocza istotka na świecie. Rzadko kiedy dopuszcza do siebie myśl, że jego pociecha może zrobić coś złego, “bo przecież w domu jest taka grzeczna i kochana”. Coraz większa grupa rodziców stawia też na tzw. bezstresowe wychowanie – dzieci takich rodziców dorastają w przekonaniu, że wolno im wszystko i rzadko kiedy słyszą słowo “nie”. Problemy zaczynają się wtedy, kiedy dziecko, utwierdzone w takim przekonaniu, wchodzi w interakcję ze światem wewnętrznym.
Ostatnio pewien internauta zwrócił uwagę na to, że nie jest w stanie zjeść spokojnego posiłku w restauracji ze względu na hałasujące i biegające po lokalach dzieci, na które ich rodzice w ogóle nie zwracają uwagi, a które swoim zachowaniem przeszkadzają innym gościom restauracji. Na jednej z grup na Facebooku internauta zadał pytanie: “Czy na Ursynowie znajdę restauracje z zakazem wstępu dla dzieci? Chętnie zjadłbym kolacje w ciszy, ktoś coś słyszał?”. Pod jego postem pojawiły się setki komentarzy, w których rozpętała się prawdziwa burza. Wielu internautów było oburzonych pytaniem i stwierdziło, że to dyskryminacja rodziców z dziećmi.
Najlepiej w domu, samemu – cisza, spokój. Po co wychodzić z domu w miejsca publiczne, gdzie jeszcze są dzieci?! Żenada.
Zapomniał, jak dzieckiem był!
Zarezerwuj sobie całą restaurację, to zjesz w spokoju.
Też byłeś dzieckiem, a jeśli one ci podczas jedzenia przeszkadzają, to zjedz w domu.
fot. istock.com
Jednak duża grupa komentującym stwierdziła, że w pytaniu nie ma nic niestosownego. Zwrócili także uwagę na to, że wielu rodziców w ogóle nie zadaje sobie trudu, aby zapanować nad zachowaniem swoich dzieci w miejscach publicznych, bez poszanowania wobec innych ludzi.
Jak ja byłem dzieckiem, to za takie zachowania, na jakie teraz przyzwala się dzieciom, był miesiąc poważnych sankcji, a nie szlajanie się po knajpach.
Teraz za zwrócenie uwagi rodzicom np. na zbyt głośne zachowanie bachora (no sorry, inaczej nie da się tego nazwać) to osoba zwracająca uwagę może mieć nieprzyjemności. Skąd więc to zdziwienie, że niektórzy mają już tego dosyć i chcą po prostu spokojnie gdzieś posiedzieć?
Znalazła się też grupa rodziców, którzy sami wybierają się z dziećmi do restauracji, ale doskonale rozumieją pytanie autora postu. Ich zdaniem wszystko zależy właśnie od tego, czy rodzice podczas posiłku zwracają uwagę na zachowanie swoich pociech, czy pozwalają im na wszystko.
Sama jestem mama dwóch dziewczynek. Nigdy nie pozwalam im na bieganie, wrzaski i rozwalanie wszystkiego dookoła. Uczę je kulturalnego jedzenia i zabawy przy stole... albo w kąciku zabaw. Niestety coraz częściej spotykam dzieci zachowujące się jak zwierzątka... a ich rodzice NIE REAGUJĄ! Podnoszą się dopiero wtedy, gdy ktoś inny próbuje uspokoić ich "aniołki". Rozumiem więc pytanie.
A jaka jest wasza opinia na ten temat? Czy restauracje z zakazem wstępu dla dzieci to dobry pomysł w sytuacji, gdy wielu rodziców nie zamierza panować nad zachowaniem swoich dzieci?